Mogłoby się wydawać, że pozytywne nastawienie jest zawsze korzystne i właściwe. Są jednak sytuacje, gdy staje się ono szkodliwe — wtedy, gdy zmienia się w negowanie tego, co czujemy i odbieranie innym prawa do ich odczuć. Wtedy można mówić o toksycznej pozytywności.
Toksyczna pozytywność to przekonanie, że zawsze i wszędzie powinno się mieć pozytywne nastawienie — niezależnie od okoliczności. Nawet jeśli właśnie zawaliło nam się życie, zwolennicy toksycznej pozytywności każą nam się uśmiechać i myśleć optymistycznie, choćby to była ostatnia rzecz, na jaką w tej chwili możemy się zdobyć. Toksyczna pozytywność łączy się z przekonaniem, że możemy sobie dowolnie wybrać, co chcemy w danej chwili odczuwać, a więc smutek czy złość są też kwestią naszego wyboru. Przy tym występuje założenie, że niektóre emocje są niewłaściwe, więc należy je odrzucać.
Toksyczna pozytywność ma sporo wspólnego z gaslightingiem. Gaslighting to rodzaj manipulacji, polegający na tym, że zaprzecza się odczuciom i spostrzeżeniom innej osoby, tworząc u niej wątpliwości, czy rzeczywiście czuje to, co czuje i czy ma do tego podstawy. W przypadku toksycznej pozytywności kwestionowane jest nasze prawo do okazywania określonych odczuć — smutku, przygnębienia, rozczarowania, złości. Mamy się uśmiechać na siłę i udawać, że wszystko jest w porządku. Można wtedy odnieść wrażenie, że innych nie obchodzą nasze prawdziwe uczucia i przeżycia. Interesuje ich tylko to, żebyśmy nie narzekali i nie mieli smutnej miny, by oni nie byli narażeni na dyskomfort.
Skąd się bierze toksyczna pozytywność?
Niekiedy wiąże się toksyczną pozytywność z wszechobecną kulturą sukcesu, która zakłada, że wszystko powinno nam się w życiu udawać, a jeśli się nie uda, powinniśmy być w stanie od razu „wziąć się w garść” i załatwić problem. Ludzie mają działać, a nie siedzieć i narzekać. Takie podejście nie uwzględnia indywidualnych różnic między ludźmi — tego, że jeden szybko pozbiera się po niepowodzeniu, a inny będzie je przeżywał tygodniami, a nawet miesiącami, zanim będzie w stanie podjąć kroki w kierunku zmiany.
Można również odnieść wrażenie, że osoby, które uległy toksycznej pozytywności, są pod wpływem fałszywego przekonania, że każdy jest w pełni odpowiedzialny za swój los i ma nieograniczoną moc sprawczą, a więc wszelkie porażki czy przykrości są kwestią własnego wyboru lub niedostatecznych starań danej osoby, a nigdy nie są skutkiem czynników, na które nie ma ona wpływu. Łączy się to z dość powszechnym błędem poznawczym znanym jako hipoteza sprawiedliwego świata. Jest to pogląd, że świat jest z założenia sprawiedliwy, a każdy dostaje to, na co zasłużył. W związku z tym, jeśli coś komuś nie wyszło, na pewno sam jest sobie winien (np. ma niewłaściwe podejście), a więc nie ma prawa okazywać żalu.
Jakie szkody powoduje toksyczna pozytywność?
Podejście opisane powyżej nie pozostawia ludziom czasu na przeżycie porażki i na podniesienie się po upadku na własny sposób i we własnym tempie. Wymuszanie pozytywnego myślenia na innych prowadzi do unieważniania ich odczuć i odmawiania im prawa do przeżywania doświadczeń po swojemu. Poza tym tłumienie uczuć nie powoduje, że znikają — wręcz przeciwnie, narastają i domagają się uwagi. Dodatkowo, jeśli przyzwyczaimy się do myśli, że nie możemy sobie pozwolić na złe samopoczucie i okazywanie słabości, będziemy taką samą miarę przykładali do innych, a więc będziemy mieli dla nich mniej zrozumienia i empatii.
Jak nie pocieszać?
Chyba wszyscy kiedyś słyszeliśmy poniższe stwierdzenia, gdy spotkało nas coś przykrego lub nie mogliśmy sobie z czymś poradzić. Niestety, nawet jeśli mówiący w ten sposób mają dobre intencje, w niczym nie pomagają i nie podnoszą na duchu. Dlatego lepiej wystrzegać się tego typu sformułowań.
„Głowa do góry, będzie lepiej!”. Zwykle dostajemy taki komunikat w momencie, gdy jesteśmy załamani i kompletnie nie wierzymy w możliwość poprawy sytuacji. Nawet jeśli istnieje duże prawdopodobieństwo, że faktycznie będzie lepiej, to jeszcze nie jest czas, gdy potrafimy to sobie wyobrazić. Stwierdzenie to brzmi więc jak puste słowa, powiedziane jedynie po to, by coś powiedzieć, więc tym bardziej irytuje.
„Nie narzekaj, inni mają gorzej”. Porównanie się z osobami w gorszej sytuacji nie poprawia samopoczucia; wręcz przeciwnie, wpędza nas w poczucie winy, że nie doceniamy tego, co mamy. W dodatku mamy wrażenie, że rozmówca nie daje nam prawa do przeżywania tego, co czujemy, bo cokolwiek nam się przydarzy, zawsze gdzieś na świecie znajdzie się ktoś, kto będzie miał gorzej.
„Spójrz na jasną stronę życia”, „Uśmiechnij się”, „Nie bądź negatywnie nastawiony”. To sugeruje, że emocje określonego rodzaju są „lepsze” i tylko je powinniśmy dopuszczać do siebie, a zwłaszcza okazywać otoczeniu. I odwrotnie — że istnieje grupa emocji „niewłaściwych”, których za wszelką cenę powinniśmy się pozbyć, a przynajmniej je ukrywać. Tymczasem nie ma czegoś takiego jak „złe” i „dobre” emocje — na wszystkie jest czas i miejsce. W samym odczuwaniu gniewu czy złości nie ma nic niewłaściwego — pytanie, co z tym zrobimy. Wiadomo, że np. uderzenie kogoś, kto nas zdenerwował, nigdy nie jest dobrym pomysłem, ale samo zdenerwowanie jest normalne. Mamy prawo je odczuwać i nie uśmiechać się na siłę do kogoś, kto jest przyczyną naszej złości.
„Nie wolno ci się poddawać!”, „Kto, jak nie ty?”. Takie słowa narzucają drugiej osobie presję, że koniecznie musi jej coś wyjść, nieważne, jak to zrobi i jakim kosztem. Tymczasem zdarzają się sytuacje, gdy jednak lepiej sobie odpuścić, bo walka za wszelką cenę nie jest warta dalszych poświęceń.
Co zamiast?
Ludzie, których spotkało coś przykrego, potrzebują przede wszystkim zrozumienia i wysłuchania. Warto dać im do zrozumienia, że wiemy, co czują — i że dajemy im prawo do takich, a nie innych odczuć. Bardzo istotny jest komunikat, że jesteśmy przy kimś na dobre i złe i że go akceptujemy niezależnie od tego, jak mu się w życiu wiedzie.
Warto też nie wyrywać się od razu z radami i rozwiązaniami, gdyż to, co nam pomogło, może nijak nie pasować do sytuacji kogoś innego. Poza tym ktoś może jeszcze nie być gotowy na szukanie rozwiązań, a wszelkie rady będzie odbierał jako naciski, że ma zaraz, teraz, natychmiast ruszyć się i coś zrobić ze swoim problemem. Weźmy też pod uwagę, że to, co nam samym wydaje się optymalną pomocą, w danej sytuacji niekoniecznie jest tym, czego inna osoba potrzebuje.
Dlatego w takiej sytuacji dobrze jest najpierw zapytać, czego ktoś oczekuje — konkretnych wskazówek czy tylko możliwości wygadania się. Zapytajmy też, czy możemy jakoś pomóc, a jeśli w tym momencie nic nie da się dla kogoś zrobić, dajmy mu do zrozumienia, że może na nas liczyć w razie potrzeby.