Ostatnio dość często można trafić na reklamy badań żywej kropli krwi. Mają one wykrywać problemy, które są niemożliwe do wykrycia za pomocą badań konwencjonalnych. Jednak specjaliści biją na alarm – jest to kolejne oszustwo tzw. medycyny alternatywnej.
Badanie polega na obserwacji krwi pobranej z palca i rozsmarowywanej na szkiełku mikroskopowym. Twierdzi się przy tym, że jest ona jeszcze żywa do 40 minut od pobrania – w odróżnieniu od krwi badanej w sposób standardowy, która zostaje wcześniej schłodzona i poddana wirowaniu. Przy tym klient może na bieżąco oglądać obraz z mikroskopu, przez co badanie wydaje się bardziej przekonujące.
Wyniki? Zwykle można się przestraszyć. Dostajemy wykaz rozmaitych grzybów, pasożytów, bakterii itp. Oprócz tego często mówi się o „zakwaszeniu”, które ostatnio jest bardzo modne – poleca się więc diety odkwaszające i oczywiście suplementy. Oczywiście wraz z wynikami otrzymujemy zalecenie przyjmowania określonych leków (z reguły kosztownych), które zwykle można kupić w tej samej klinice lub innej polecanej.
Ile w tym wszystkim prawdy? Niewiele albo zgoła nic. Specjaliści podkreślają, że krew badana w ten sposób nie może być należycie sterylna. Wchodzi ona w kontakt z otoczeniem i z drobnoustrojami w nim obecnymi. Poza tym stwierdzenie obecności grzybów czy pasożytów we krwi nie jest możliwe za pomocą zwykłego mikroskopu optycznego. Wiele rzeczy, które rzekomo wykrywa taka analiza, można zobaczyć jedynie po zastosowaniu specjalnych odczynników, których w analizie żywej kropli krwi się nie używa.
Jak wyjaśnia dr Elżbieta Puacz, kształty widoczne na szkiełku to zwykle tzw. artefakty, czyli elementy, które znalazły się tam wskutek zanieczyszczenia (paprochy, włosy, nitki itp). W ten sposób można wziąć np. włos za larwę pasożyta. W rzeczywistości takie larwy nie znajdują się we krwi, gdyż cykl rozwoju pasożytów to wyklucza. Podobnie jest z grzybami – mogłyby trafić do krwi jedynie u kogoś, kto ma bardzo poważne zaburzenia układu odpornościowego i na pewno nie dotarłby do gabinetu o własnych siłach.
A co z rzekomym zakwaszeniem? Podkreśla się, że zakwaszenie krwi jest możliwe jedynie w ściśle określonych przypadkach, gdy dochodzi do kwasicy metabolicznej. Jest to jednak stan bardzo poważny, wymagający hospitalizacji, a osoba, u której występuje, też nie byłaby w stanie chodzić do gabinetów i poddawać się takim badaniom jak opisane powyżej. Ludzki organizm ma bardzo skuteczne mechanizmy buforowe zabezpieczające przed zmianą pH krwi i naprawdę wiele trzeba, aby je zaburzyć (nie wystarczy, jak niektórzy twierdzą, tylko niezbyt zdrowa dieta). Poza tym stwierdzenie pH krwi nie jest możliwe na podstawie badania mikroskopowego.
W dodatku należy podkreślić, że do pobierania krwi łączącego się z przerwaniem powłok skórnych należy mieć specjalne uprawnienia. Mają je technicy laboratoryjni, diagnostycy laboratoryjni, lekarze i pielęgniarki. Pobieranie krwi z palca nie jest kwestionowane przez GIS, więc jest to sposób na obejście wymogów. Dlatego taki gabinet może otworzyć osoba bez uprawnień medycznych, która przebyła jedynie kilkudniowy kurs. Procedura ta spotkała się z potępieniem ze strony Krajowej Izby Diagnostów Laboratoryjnych.
Według popularnego powiedzenia – jeśli nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o pieniądze. Samo badanie kosztuje ponad 100 zł, znacznie więcej niż zwykła morfologia krwi – nawet jeśli wykonamy ją bez refundacji z NFZ. Do tego dochodzą koszty zakupu rozmaitych specyfików, które mają nam pomóc na nieistniejące grzyby, pasożyty i zakwaszenie – a to kolejne kilkaset złotych. Dlatego nie dajmy się oszukiwać i nie płaćmy szemranym pseudospecjalistom, którzy żerują na naszych lękach, a ich stwierdzenia nie mają żadnych podstaw medycznych.